Na początku października wybraliśmy się na wakacje. Tym razem trafiliśmy na największą grecką wyspę Kretę. Poniżej obejrzeć zdjęcia z naszych spokojnych wakacji. No dobrze nie były takie znowu spokojne, w końcu doświadczyliśmy trzęsienia ziemi, które miało podobno 6,2 stopnia Richtera. Ok jedziemy ze zdjęciami.
Nasz hotel Castro Beach w miejscowości Maleme oddalonej o 17km od miasta Chania.
Tak wyglądała nasza plaża. Jestem fanem kamienistych i skalistych plaży 🙂
Niemal na każdym rogu były tam lokale Fish Spa, można sobie usiąść i pozwolić rybkom wcinać stary naskórek 😉
Jedziemy lokalnym odpowiednikiem PKS do Chanii, zdecydowanie inna kultura przewozu ludzi. Gdy w autobusie kończyły się miejsca siedzące kierowca nie zabierał kolejnych podróżnych. Za parę minut będzie jechał następny autobus. U nas pakują ludzi po sam sufit…
Ciekawa nazwa sklepu 😉
Maja na murach obronnych fortyfikacji na wzgórzu w Chanii.
Chania to mnóstwo uroczych zakątków…
wąskich uliczek…
Chania, kościół pod wezwaniem jak sobie przypomnę to dopiszę 😉
wnętrze kościoła…
po uiszczeniu opłaty można było zapalić świeczkę
Drzwi kościoła były niesamowite, ktoś się napracował…
port w Chanii
szerszy rzut oka na port, w tle latarnia morska
zbliżamy się do latarni
dziewczyny zwiedzają…
przeciwległa część portu upstrzona restauracjami
dziewczyny dalej zwiedzają 😉
zdaje się opowieść o tym do czego służy latarnia morska, ale głowy nie dam….
a oto latarnia
latarnia HaDeeRowana
tutaj latarnia ozdobiona nami 😉
i znowu te śliczne wąskie uliczki pełne kwiatów.
Niektóre kamienice stały tam z przyzwyczajenia…
Niektóre z nich były nawet zamieszkane.
Tutaj ślady okupacji tureckiej – hybryda meczetu i kościołu
Jakoś nie mogłem ogarnąć greckiego alfabetu…
Niektóre bramy były jakieś niewymiarowe…
Jeszcze raz latarnia…
druga (względem latarni) strona wejścia do portu
kontrasty…
Maja na śrubie okrętowej…
kolejny raz latarnia tym razem oświetlona przez słońce
Niemal niezmuszona Maja wącha Hibiskusa
Nie wiem co napisać 😉
Tutaj z kolei kamienice się chyliły ku sobie…
Wróciliśmy z Chani akurat na zachód słońca, wschody były tam ładniejsze…
dłuższy czas naświetlania…
kościół? w każdym razie rozmiar nie ma znaczenia…
można było sobie usiąść i kontemplować
łódki dwie…
jedna ale za to w HDRze
niezłe były tam trzciny… te akurat rosły dobry metr poniżej ulicy…
zapomniałem napisać.. pierwsze dwa dni naszego pobytu nieźle wiało… pogoda iście bałtycka…
podczas zwiedzania okolicy przyplątał się do nas ów pies i tak już zostało do końca dnia
Maja nie miała ochoty na zdjęcie…
Na szczęście nie potrzebowaliśmy namiotu.
pas roślinności nadbrzeżnej
rozdzielnia wody nie była szczytem technologii
Hibiskus
na tyłach naszego hotelu była taka oto ruderka i posesja z kozami 😉
ktoś nie-oberwał kwiatów rododendron’a
któregoś dnia wybraliśmy się w rejs do Gramvousy i laguny Balos, płyneliśmy takim oto promem.
Widok z promu
jedno z moich ulubionych zdjęć
Zabrałem ze sobą wędkę, chciałem połowić ryby, ale jakoś tak się złożyło że ani razu nie rozłożyłem wędki…
Góry i morze w jednym miejscu, zwróćcie uwagę na samochody widoczne w dolnej części zdjęcia. To pokazuje masyw wybrzeża…
Kreta leży na płycie tektonicznej która się przechyla, zachodnia część wystaje trzy metry nad poziom morza, natomiast wschodnia jest o trzy metry poniżej jego poziomu. Dobrze widać to na tym zdjęciu..
Zbliżamy się do Gramvousy, w tle widać twierdzę wenecką, na pierwszym planie zapewne jakąś wartownie/strażnicę.
Nieduża przystań do której przybił nasz prom, na wzgórzu widoczna twierdza wenecka.
Lokalna roślinność…
Widok na zatokę…
Mrowie, które wysypało się z promu… 300 osób lekką ręką.
Widok na zatoczkę z twierdzy.
Laguna Balos widoczna z twierdzy w wersji hdr
i w pionie…
nasza gwiazda.. 😉
Zdjęcie z córką muszę mieć 😛
zabudowania wewnątrz twierdzy.
Schodzenie z gór jest trudniejsze od wchodzenia, zwłaszcza jak się ma dodatkowe 15kg na plecach.
Chwila na plaży… takiej dziwnej z piachem…
Przejrzystość wody niebywała… w dolnej części zdjęcia widać burtę promu…
a to już Laguna Balos… urocze miejsce, tylko czemu tak wieje….
Wracamy do Knossos, słońce już coraz niżej a twierdza nadal góruje…
Wybraliśmy się do Iraklionu. Tutaj ruiny pałacu Minosa.
Malowidło przedstawia popularną tam dyscyplinę sportu polegającą na przeskakiwaniu nad pędzącym bykiem. Widoczne poniżej postaci przedstawiają trzy fazy skoku. Nie trudno się domyślić że śmiertelność w tej dyscyplinie była wysoka. Prawdopodobnie stąd wzięła się legenda o Minotaurze
Fasada pałacu była wykonana z alabastru. Minerał ten jest bardzo miękki, tutaj fragment wypłukany przez deszcze.
Weranda ratusza w Iraklionie
i jego dziedziniec
wstałem za wcześnie by sfotografować wschód słońca, więc fotografowałem gwiazdy.
Czekając na wschód słońca…
Jest… Pojawiło się niespodziewanie 😉 i bardzo szybko się przesuwało po niebie… serio.
Nasza nadmorska ulica rozświetlona słońcem.
Wynajeliśmy samochód i wybraliśmy się na słynną plażę Elafonisi. Tutaj Marta dryfuje w promieniach słońca 🙂
w tym czasie Maja znalazła sobie cytuję: “wannę z ciepłą wodą”
Następnego dnia wybraliśmy się nad jedyne słodkowodne jezioro na Krecie. Jezioro Kournas jest najczystszym naturalnym słodkowodnym zbiornikiem w jakim miałem przyjemność pływać.
🙂
Zabawy z córką
Spodobało się jej nurkowanie 🙂
Maska jeszcze trochę za duża…
W uroczym miasteczku Almeriada też mają ładny kościółek…
Za to tutaj ktoś ma fajną działkę z zejściem do morza i kawałkiem ładnego trawnika 🙂
Pamiątkowe zdjęcie grupowe zrobione przez Grześka(dzięki)
No i lecimy do domu 😉