Trzy lata temu pracowałem na niedużym przyjęciu weselnym dwójki Hiszpanów. Ceremonia w ambasadzie Hiszpanii w Warszawie, przyjęcie w restauracji… Większość gości była z Hiszpanii dzięki temu miałem okazje zobaczyć jak inaczej od nas bawią się południowcy. Praca w takich warunkach była czystą przyjemnością. W czasie przyjęcia zagadnęła mnie jedna z par mówiąc że jak oni kiedyś będą brali ślub to mnie zaproszą bym robił zdjęcia. Jakież było moje zdziwienie gdy pod koniec ubiegłego roku odezwali się do mnie Ci ludzie. María i Rodrigo zaplanowali swój ślub w letniej rezydencji rodziców Marii w miasteczku La Guarda leżącym nad samym oceanem. Nie powiem było to niezłe wyzwanie logistyczne by tam dotrzeć. Samolotem z Warszawy do Frankfurtu, dalej do Porto a z Porto samochodem w miejsce docelowe. Nie dało się rozwiązać tego inaczej logistycznie więc spędziłem z Młodymi ich rodzinami i przyjaciółmi aż sześć dni. Był więc czas by się dobrze poznać, pomóc w przygotowaniach i później w sprzątaniu. 🙂
María i Rodrigo nie poszli na łatwiznę, nie zatrudnili wedding planera, nie wynajeli nawet lokalu w którym mogłoby się odbyć przyjęcie… W ogrodzie na tyłach rodzinnego domu stanął ogromny namiot, który ozdobiliśmy(wydajnie pomagałem) lampionami i origami. Maria od stycznia do lipca zrobiła około 5000 żurawi origami! Z origami była też wiązanka Panny Młodej podobnie jak butonierka Pana Młodego… Ogromnym przedsięwzięciem była “kapsuła czasu” Młodzi zebrali zrobione własnoręcznie na przestrzeni lat zdjęcia wszystkich gości, przygotowali z nich odbitki i rozwiesili w jednym miejscu z prośbą o napisanie na nich życzeń. Wiecie że mieli nawet moje zdjęcie zrobione 3lata wcześniej w Warszawie?! Dodam że gości było ponad 150 i każdy miał swoje zdjęcie… Innym pomysłem była ściana do robienia zdjęć pozowanych. Taki odpowiednik foto-budki tylko na większą skalę. Zrobili to by goście nie męczyli fotografa zdjęciami grupowymi. Tym samym mogłem robić swoje i nie być niepokojonym przez nikogo 🙂
Reasumując pierwsze dwa dni to były prace przygotowawcze do ślubu i przyjęcia. W sobotę odbyła się ceremonia. Po ceremonii goście udali się do namiotu na ucztę. Tak ucztę, inaczej nie da się tego określić. Tamtejsze przyjęcia wyglądają zupełnie inaczej niż nasze. Hiszpanie na początku tylko siedzą i jedzą… Dokładnie przez 5 godzin siedzieli i jedli.. Po tym jak skończyli spożywać zaczęła się część taneczna. z której już nikt nie wrócił do stołów. Z reszta nie było już do czego wracać ponieważ obsługa posprzątała stoły 🙂 Przez pierwsze kilka godzin grał zespół “Los Renegados” następnie jego miejsce zastąpił DJ. Około północy goście zaczęli się wykruszać… Po godzinie było już niemal pusto. W niedziele były jakby poprawiny tj obiad dla najbliższej rodziny i znajomych potem wielkie sprzątanie. Kolejne dnia mojego pobytu w Hiszpańskiej Galicji były turystyczno-rekreacyjne. Zaprzyjaźniliśmy się i ciężko było wyjeżdżać, ale obowiązki wzywały. Mam nadzieje że się jeszcze spotkamy przy okazji innych ślubów.
Kilka zdjęć z wycieczek ostatniego dnia 🙂